sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 4

Czas staje w miejscu. Nie wiesz co robić, gdy dociera do twojej świadomości ta straszna informacja. Śmierć.Tylko czeka na odpowiedni moment, by uderzyć i zniszczyć twoje życie, gdy najmniej się tego spodziewasz.. 

Moje ciało ogarnął nieprzyjemny dreszcz, gdy uniosłam się z mojego posłania. Byłam cała mokra od potu, cała drżałam. Moje serce waliło jak oszalałe, z trudem udawało mi się oddychać. Nie mam pojęcia co to. Koszmar? Czy może rzeczywistość? Próbowałam z powrotem usnąć, jednak wszystko poszło na marne. Wstałam, poszłam pod prysznic i puściłam zimną, lodowatą wręcz wodę. Uwielbiałam taką. Pomagała mi się rozbudzić i mogłam trzeźwo myśleć. Zakręciłam kurek, owijając się puszystym, białym ręcznikiem, który wygrzebałam z szafki. Ubrałam się w luźny dres, schodząc do kuchni. Planowałam wypić coś gorącego, na przykład mleko lub czekoladę. Ku mojemu zdziwieniu, była tam również Becky z jakimś chłopakiem.. Chwila, przecież to Nathan. Co on tu robi? O tej godzinie? Nieładnie podsłuchiwać, pewnie rodzice mnie tego uczyli, nie pamiętam. Na samo ich wspomnienie skrzywiłam się. Czułam, że miałam z nimi szczególne powiązanie. Uśmiechnęłam się znowu. Zbliżyłam się do przedsionka. Oparłam się niepostrzeżenie o ścianę i nasłuchiwałam:
- Ona nic nie pamięta! Wynieś się stąd raz na zawsze, zrozum, ona cię nie pamięta.. - mówiła, praktycznie szepcząc.
- Ale chcę zrekompensować jej to wszystko, zrozum! - uderzył pięścią w stół, a ja aż podskoczyłam.
- Ciszej, zbudzisz ją..
- Przepraszam. Dla jasności Becky - postanowiłam się w tym momencie trochę wycofać, a mianowicie wrócić do swojego pokoju. Było mi trochę dziwnie podsłuchując ich.. Idąc po schodach uderzyłam małym paluszkiem w schodek. Zakryłam usta, by nie pisnąć, ale to było trudne do wykonania. Ugryzłam się w język, siadając na schodach. Zaczęłam pocierać bolący palec, gdy z kuchni wyłoniła się postać blondynki.
- Jezu Loren co się stało?! - westchnęłam, ciesząc się, że nie odkryła mojej intrygi.
- No..bo ja chciałam się napić ciepłego mleka..no i uderzyłam małym palcem o szafkę i.. Czemu właściwie nie śpisz? - wyprostowałam nogę i zagryzłam wargę z bólu. Kto wymyślił u człowieka ten mały, wredny paluszek?!
- No bo.. nie mogłam spać..- dlaczego mi to robisz i kłamiesz? Wstałam i chciałam iść w stronę kuchni, ale powstrzymała mnie. Spojrzałam na nią obojętnym wzrokiem.
- Chcę się napić, mogę przejść do kuchni?
- Em.. to nie jest najlepszy pomysł..
- Boo...?
- Hm.. po prostu idź do siebie a ja zrobię ci pyszne kakao. - nie lubię kakaa, ja chcę mleko. Odetchnęłam głęboko. Coś mignęło mi przed oczami. Pociemniało mi i poczułam jak nogi mi miękną. Oparłam się o barierkę. Zaczerpnęłam powietrza.
- Loren..?
- Jest..ok.. - zmrużyłam oczy, co wcale nie pomogło. Po chwili już nic nie czułam, wiedziałam jedynie, że tracę równowagę i lecę na podłogę.

Niczego nie możesz być pewien. Nigdy nie wiesz, co może ci się przydarzyć. 

Znowu ta pieprzona ciemność?! Boże, daj mi chociaż trochę wytchnienia i normalnego życia! No tak, po wypadku trudno to życie nazwać normalnym. Nic nie pamiętam, nic nie wiem. Czuje się taka pusta.. O, znowu światełko! Tym razem proszę, pozwól pamiętać mi wszystko, co zapamiętać mi się udało. To nie jest wiele. Biegłam do jasności, która na chwilę przygasła. Usłyszałam głosik - "Nie rób nic głupiego, pilnuj się.." 

* * * 
Zamrugałam powiekami i ujrzałam nad sobą dwie postacie - mężczyznę i kobietę. W kobiecie rozpoznałam Becky, posłałam jej niewinny uśmiech. Przesunęłam swój wzrok na drugą postać. Kim on był? Oh, niepojęta pamięci!
- Co się stało? - mój głos był ochrypły, wargi suche. Przejechałam językiem po ich wierzchu, zwilżając je.
- Straciłaś przytomność.. Pamiętasz mnie?
- Tak Becky ciebie pamiętam a jego.. już nie zupełnie. - zwróciłam się w stronę chłopaka, przypominał mi kogoś - Przepraszam, ale to wszystko przez mój niepojęty mózg. - zachichotałam nerwowo, spoglądając raz na przyjaciółkę to na niego.
- Nathan. Może ja już pójdę.. - w ostatniej chwili chwyciłam go za rękę, spoglądając w jego oczy. Uśmiechnęłam się.
- Zostań, proszę. Może mi się przypomnisz? - zaśmiał się i usiadł przy łóżku. Dopiero teraz zorientowałam się, że na nim leżę. Kiedyś mnie do niego przywiążą.
- To ja idę zrobić ci to kakao.
- Mleko z miodem, nie kakao. Nie lubię go. - skrzywiłam się na samo wspomnienie tego ciemnego napoju.

Córeczko, wypij troszkę. Za mamusię i za tatusia. Proszę skarbie. - mama cały czas siedziała przy mnie, a minęło chyba pół godziny a ja krzywiłam się przed szklanką z kakaem. Nienawidziłam go, odkąd tylko poczułam ten dziwny i pusty smak w ustach. Pokręciłam przecząco głową. - Jak tego nie wypijesz, nie urośniesz. Kochanie, proszę. - zero reakcji z mojej strony. 

Dlaczego przypomniało mi się to właśnie w tej chwili? Złapałam się za głowę.
- Co się dzieje? - spytał przerażony Nathan.
- Nic, właśnie przypomniało mi się, jak mama próbowała we mnie wlać szklankę kakaa. Właśnie, gdzie ona jest?
Westchnął ciężko i spojrzał na mnie. Po chwili wszystko zrozumiałam. Po omdleniu nie myślałam normalnie. Przecież rodzice zginęli. Oboje. Na miejscu. Łzy poleciały po moich policzkach. Otarłam je szybko. Oddychałam spazmatycznie, starając się jakoś uspokoić. Na pomoc przyszły mi idealnie wyrzeźbione ramiona chłopaka. Przytulił mnie, a ja wtuliłam się bardziej w jego tors.

______________________

Napisałam! Dzięki za komentarz, to dla mnie duża motywacja! <3 Do następnego :)

Rozdział 3

Pierwszą czynnością, jaką uczyniłam po wyjściu ze szpitala, to jeden porządny oddech pełną piersią. Jak niektórzy zaciągają się papierosami, tak ja teraz w pełnym oddaniu zaciągnęłam się świeżym powietrzem. Moja przyjaciółka, Beck spoglądała na mnie w lekkim rozbawieniu. Uśmiechnęłam się i wzruszyłam ramionami, idąc za blondynką w stronę auta. Połowa drogi przebiegła w zupełnej ciszy. Nie. Wcale nie była krępująca, to była ta cisza, w której możesz w spokoju pomyśleć. Przymknęłam powieki. Nie bałam się jazdy samochodem, mimo wypadku. Beck przekręciła regulatorem, dzięki czemu usłyszałam wyraźniejsze dźwięki piosenki. Spodobała mi się. Pamiętałam z dnia na dzień coraz więcej rzeczy. Pewnie dlatego tak szybko do rąk własnych został wręczony mi wypis. „Uważaj na siebie. Jesteś miłą osobą, ale nie chciałbym cię spotkać w podobnej sytuacji w przyszłości. Chyba, że chcesz się umówić na mieście”. To były słowa lekarza prowadzącego. Fakt, był całkiem młody ale wiedziałam, że nie mam brać sobie tego na poważnie, więc grzecznie odmówiłam, co w pełni zrozumiał.
- Becky?
- Co jest mała?
- Kto to Nathan?
Zamilkła na chwilę, spoglądając na mnie niepewnie. Przygryzła dolną wargę i z powrotem skupiła swoją uwagę na drodze.
- Nie wiem o kim mówisz. – coś było w jej zachowaniu, co nie było naturalne. Pozwoliło mi to nie uwierzyć w jej słowa. Westchnęłam i postanowiłam nie męczyć mojej „opiekunki”.
- No dobra, powiem ci, ale w domu.
- Dziękuje. – Uśmiechnęłam się mimowolnie i pomimo, że nie wiedziałam jaką historię może skrywać ten człowiek, cieszyłam się, że ją poznam.
- Nathan. – uśmiechnął się w moją stronę.
- Wiesz dobrze, że nie chodzi mi o imię. Kim jesteś? – pomiędzy nami zapadła cisza. W powietrzu unosił się ciężar jego oddechu. Jakby coś przede mną ukrywał. Podniosłam kąciki ust zachęcająco, ale to nie pomogło.
- Wybacz, muszę już iść. Mam nadzieję, że się kiedyś jeszcze zobaczymy. – w jego oczach huczał sztorm uczuć. Mieszanka cierpienia, radości, smutku i.. poczucia winy? Tylko za co?
- Halo, ziemia do Loren!
- Co się stało?
- Dojechałyśmy, stoimy już chwilę a ty się patrzysz w jeden, bliżej nieokreślony mi punkt. I wcale nie zamierzałaś przestać. A może odwiozę cię do szpitala? Do tego miłego doktora? – spojrzałam na nią wręcz błagalnie i parsknęłam śmiechem.
- Przecież mówił, że nie ma ochoty mnie tam znów widzieć.
- Ale przystojny to był..
- Mogłaś się z nim umówić. – poruszałam zabawnie brwiami, wychodząc z samochodu. Pogoda na dworze jak najbardziej dopisywała. W mojej głowie zrodził się niezły plan.
- Co powiesz na imprezę ?
- Lori!
- Nie marudź. Chcę się dzisiaj zabawić i odreagować. Aż mi się w oczach coś przestawia od tych białych ścian w tej Sali. – zmarszczyłam brwi, rozmasowując palcami okolcie moich oczu.
- Przekonałaś mnie. Ale się nie schlej, bo cię holować do domu.
- I tak byś to zrobiła. Jesteś taka wspaniała.
- Nawet nie próbuj tego sprawdzać.
Kolejny sukces tego dnia. Zaśmiałam się pod nosem i weszłyśmy do domu. Był zwyczajny, jak statystyczny dom na statystycznej dzielnicy w Londynie. Choć nie mieszkały w nim statystyczne dziewczyny.

*  * *
W klubie było ciemno, ale nie aż tak bardzo. Widziałam twarze i kreacje wszystkich obecnych. Nie podobały mi się mini i bluzki, które wcale nimi nie były. Dekolty do pępka i porwane rajstopy to nie mój styl. Wolę małą czarną, wysokie szpilki i krwistą czerwień na mych ustach. Usiadłam przy barze, obserwowana nie tylko przez Becky, która pilnowała mnie jak mama, ale też przez większość męskich osobników. Jeden nawet do mnie podbił i nie próbował się odczepić. Piłam już piątego drinka. Becky poszła do toalety.
- Taka piękna dziewczyna przyszła sama do klubu..
- ..to nie może się dobrze skończyć. – dokończyłam jego zdanie, podobnym tonem. Nie był pijany, może lekko podchmielony. Zaśmialiśmy się. Nie chciałam z nim flirtować.
- Harry.
- Loren. – uścisnęłam jego dłoń i odwzajemniłam uśmiech. Jego ciemne loki idealnie pasowały do kształtu twarzy i zielonych tęczówek. Posiadał również dołeczki. Nie wiem dlaczego, ale miałam chęć powtykać tam swoje palce.
- Dasz mi swój numer?
- Ok, ale jeśli zamierzasz katować mnie telefonami o trzeciej w nocy, obiecuję, skopię ci dupę Harry.
- Seksownie by to wyglądało. – poruszał brwiami co wywołało u mnie głośny, niepohamowany śmiech. Wzięłam telefon od loczka i wpisałam mu swój numer. Odstawiłam telefon na miejsce.
- Idę sprawdzić co się dzieje z moją przyjaciółką, dawno jej nie ma.
- Pójdę z tobą. – spojrzałam na niego z uniesioną brwią. – Zboczuchu. – prychnęłam i puknęłam go w czółko.
- Człowieku, kimkolwiek jesteś, wiedz, że jesteś nienormalny. Ale chodź jak chcesz. Możesz się przydać.
Po chwili jednak zobaczyłam jak Becky kłóci się z jakąś brunetką. Zatrzymałam się a Harry na mnie wpadł. Odwróciłam wzrok w jego stronę i znowu na przyjaciółkę.
- Tiffany.
- Kto?
- Taka wredna suka, której nikt nie lubi. Ale w łóżku nie powiem, jest dobra. – przewróciłam oczami.
- Czy w tym lokalu jest dziewczyna, z którą nie spałeś?
- Ty, twoja przyjaciółka i parę lamusek z liceum. Nic szczególnego. Nie musisz gratulować. – pokręciłam głową i podbiegłam do przyjaciółki, żeby jej pomóc.
- A ty czego tutaj?
- Odczep się od mojej przyjaciółki! – nie wiem kiedy, ale u mojego boku pojawił się loczek. Poczułam jego ciepły oddech przy moim uchu. – Spokojnie księżniczko, daj mi chwilę.
Odsunął się i odciągnął zdesperowaną brunetkę, która zabijała mnie wzrokiem. Wyszłyśmy z Beck z klubu.
- Wyjaśnisz mi wszystko jutro rano. – powiedziałam głosem nie znoszącym sprzeciwu i zasiadłam na fotelu pasażera. Mój telefon zawibrował.
Od nieznanego numeru :
Jesteś mi winna kawę księżniczko. Harry. xx
Szybkim ruchem odpisałam:
Przy najbliższej okazji. Nie martw się, zabiorę ze sobą moją przyjaciółkę, wpadła ci w oko, nie zaprzeczysz. xx
Na odpowiedź nie musiałam długo czekać :
Trójkącik? Brzmi ciekawie. xx
Do Harrego :

To tylko kawa, nie wyobrażaj sobie. xx  
Zaśmiałam się, a moja przyjaciółka nie wiedziała o co chodzi. Tajemnica za tajemnica. Uśmiechnęłam się do niej niewinnie. Od razu po powrocie do domu nawet nie fatygowałam się, żeby się przebrać czy wziąć prysznic, tylko od razu wskoczyłam pod ciepłą pierzynę i odpłynęłam.



____________________
Hej, It's Me ! <3 Dziś weekendu początek, zatem przed wami stoi rozdział III na tym blogu. Miłego czytania i zachęcam do małej aktywności w postaci komentowania. Chcę wiedzieć mniej więcej, kto go czyta :) Kocham was, kimkolwiek jesteście. xx /E. 

Rozdział 2

Jechałam samochodem. Była słoneczna pogoda, chmury wesoło wędrowały po błękitnym niebie. Wraz ze mną w aucie jechali moi rodzice. Jak zwykle weseli. W radiu leciała moja ulubiona piosenka. Radośnie śpiewałam ją wraz z rodzicielką, a tato energicznie stukał palcami o kierownice. Wyjrzałam przez okno. Przeraziłam się. Na zakręcie stała mała zjawa w czarnej, podartej sukni z zakrwawioną maskotką w ręce. Zamrugałam parokrotnie. Postać zniknęła. Minęliśmy niebezpieczny zakręt, zza którego wyłoniła się czarna, sportowa fura. Zakryłam ręką usta i przymknęłam powieki. Spojrzałam po raz ostatni na nadjeżdżający prosto na nas samochód. Za jego kierownicą siedział chłopak. Chciałam określić dokładnie jego wiek, czy chociażby kolor włosów, ale wszystko poczerniało, poczułam, jak coś wyrwało mnie do przodu. Nade mną stała ta sama postać. 
Zerwałam się z łóżka, okropnie dysząc i starając się nabrać powietrza. To tylko niegroźny koszmar. Uspokajanie się nic nie dało. Zaczęłam płakać. Usiadłam na łóżku i od razu tego pożałowałam. Zakręciło mi się w głowie. Do sali wbiegła Becky.
- Jezu co się stało?! Loren!?
Podbiegła do mnie i objęła mnie troskliwie ramieniem. Syknęłam z bólu, bok nie zagoił się jeszcze w pełni. Odskoczyła ode mnie poparzona.
- Przepraszam, zapomniałam. Mocno boli?
Pokręciłam przecząco głową, siląc się na uśmiech. Marnie mi to wyszło.
- Powiesz mi co się stało?
Zawahałam się na moment. Przecież to moja przyjaciółka. Mogę jej powiedzieć wszystko.
- Śnili mi się.
- Kto?
- Rodzice.
Oparła się na krzesło, odstawiając wcześniej owoce i wodę na szafkę obok.
- Dokładnie chwile przed wypadkiem.. nie wiem czy tak było na prawdę, czy to tylko zły sen. Wszystko wyglądało tak realistycznie, Beck...
Siedziała w skulonej pozycji, ale na dźwięk jej imienia podniosła się wesoło.
- Wiesz, że przed tym wszystkim tak właśnie na mnie mówiłaś? Nikt inny tak się do mnie nie zwraca. Brakowało mi tego. Z twoją pamięcią chyba lepiej, bo ten sen.. I w ogóle wszystko. Rozmawiałam z lekarzem.
- Co powiedział?
- Że może ci się teraz wszystko w powolnym tempie przypominać. Jest dobrze, cudem przeżyłaś.
- Wiesz jak doszło do tego.. wypadku?
Zastanowiła się chwilę. Wstała i podeszła do okna, uchylając je.
- Jechaliście jak co roku na wakacje nad jezioro. Odwiedzaliście je od dziesięciu lat. - przerwała na chwilę, uśmiechając się - to właśnie tam się poznałyśmy. Wracając. Na zakręcie niespodziewanie wjechało wam na drogę z naprzeciwka jakieś auto.. nie pamiętam dokładnie jakie, wiem, że jego kierowca wyszedł z tego bez szwanku. Nie mam pojęcia jak. Twoi rodzice zginęli na miejscu, ty wyleciałaś prosto na asfalt. Miałaś szczęście.. - Zdziwiłam się. Jakie szczęście? Moi rodzice zginęli, jakiś palant wjechał w auto moich rodziców i miałam szczęście? Prychnęłam.
- Co?
- Parę metrów od ciebie na uboczu leżał stos kamieni. Gdyby..twój tato jechał 10 km/h więcej.. no cóż. Teraz mogłabym jedynie odwiedzać twój grób na cmentarzu. - otarła łzę ze swojego oka - Co więcej, ten idiota nie uciekł, tylko w transie zadzwonił na pogotowie. - odwróciła się do mnie - Żyjesz Loren.
Faktycznie. Żyłam. I co z tego? Została mi teraz tylko przyjaciółka. I chłopak, którego nie znałam. Spojrzałam na szybę. Znowu tam stał.
- Beck?
- Słucham cię.
- Kto to? - wskazałam palcem na szybę. Trochę mało dyskretnie, bo zanim moja przyjaciółka obleciała wzrokiem to miejsce, on zniknął. Jak duch. 
- Przecież tam nikogo nie ma..

* * * 
Zasnęłam, tym razem nic mi się nie śniło. Otworzyłam powieki, przeciągając się. Myślałam, że jestem sama. Myliłam się. Obok mnie siedział jakiś chłopak. Nie znałam go. Odskoczyłam na drugi koniec łóżka, spoglądając na niego z przerażeniem. 
- Kim..jesteś..? - spytałam niepewnie.
- Obudziłaś się. Miło cię znowu widzieć..- zbliżył się na niebezpieczną odległość i złożył pocałunek na moich wargach. To było..nudne? Domyśliłam się, że to mój chłopak. Gdzie ten efekt wow, motylki w brzuchu..? A może to tylko mit?
- Tak, jak widać. Czemu nie było cię tutaj wcześniej..?
- Po prostu.. miałem parę spraw do załatwienia.. - gdy to mówił, zauważyłam na jego szyi siniaka. Malinka? Wyciągnęłam rękę i dotknęłam jej. Nie była robiona przeze mnie. Mało która a właściwie żadne tego typu znamię nie utrzymuje się tak długo na ciele..
- Po prostu wyjdź.
- Co?
- Wyjdź stąd.
- Ale..
- Wynocha !
- Daj mi to wytłumaczyć!- W moich oczach momentalnie stanęły łzy, które zaczęły po chwili spływać po moim policzku. Odsunęłam się od niego. Zdradził mnie.. To było bardziej niż pewne.
- Nie! - Mówiąc to nacisnęłam na przycisk znajdujący się obok mojego łóżka. Niedługo po tym do sali weszła pielęgniarka.
- Co się stało?
- Może go pani stąd wyprowadzić? Nie chcę tu jego obecności..
- Loris..
- Powiedziałam coś?! Parszywa gnido. Podczas gdy ja leżałam w szpitalu nieprzytomna, ty zabawiałeś się z inną!
- Co?
- A co oznacza ta malinka na twojej szyi? Sam sobie ją zrobiłeś z tęsknoty do mnie?!
- Proszę wyjść, Loren nie może się teraz denerwować. No już!
Miałam już spokój. Podziękowałam pielęgniarce, gdy ta zaproponowała mi leki uspokajające.

Minęło może nie całe piętnaście minut i do moich drzwi zapukała kolejna osoba. Seria odwiedzin?
- Proszę ! - nie miałam wcale ochoty na rozmowę, ale tą osobą był właśnie ten szatyn, przyglądający mi się od paru dni. Wszedł niepewnie z bukietem czerwonych róż. Były piękne.
- Cześć, możesz mnie nie pamiętać..
- Słuszne stwierdzenie.
- Nathan.
______________________
Mam diagnozę z matmy jutro, ale wcale nie chce mi się do niej uczyć. Postanowiłam więc napisać dla was rozdział na blogu. Nie wiem kiedy rozdział pojawi się na stronce, na pewno nie będziecie długo czekać. ;) Miłego czytania <3 /E.

Rozdział 1

Ciemność. Otaczała mnie ciemność. Zastanawiałeś się kiedyś jak to jest nagle zniknąć? To, na czym najbardziej ci zależy, przestaje się liczyć. W sumie, wszystko przestaje się liczyć. Nie widzisz nic. Czasem usłyszysz głosy odbijające się od ścian, których nawet nie możesz ujrzeć. Nie ważne, jak mocno pragniesz otworzyć oczy. Chcesz poruszyć ręką, nogą, czymkolwiek. Nie możesz. To jest kara. Zepsułeś, więc czekaj, aż ON da ci szansę na poprawę tego, co złego uczyniłeś. Przeważnie ją daje. Mi postanowił ją dać. Nie wszyscy mają tyle szczęścia.
Nastała chwilowa cisza. Zdziwiłam się. Po chwili jednak głosy wracały, z większym natężeniem. Nie mogłam uwierzyć. W oddali zaświeciło się małe, jasne światło. Jego biel aż raziła. Rozrastało się ono szybko, ale tak, że mogłam nadążyć za nim. Wstałam i zaczęłam biec w jego kierunku. Zatrzymałam się parę centymetrów przed czymś, co mogłam nazwać lustrem. Powoli zbliżyłam dłoń do jego szyby. Dotknęłam i wciągnęło mnie. Straciłam na chwilę świadomość.
* * *
Uchyliłam powoli powieki, ale przymknęłam je z powrotem. Biel odchodząca od ścian była za jasna, światło za bardzo raziło w oczy. Spróbowałam ponownie. Delikatnie otworzyłam oczy. Zamrugałam parę razy, przyzwyczajając się do otoczenia. Sala była prawie pusta. Prawie. Na krześle obok siedziała, a właściwie to drzemała jakaś kobieta. Nie znałam jej. Nabrałam powietrza do płuc i wypuściłam je, nie spiesząc się. Nagle zbudzona moim lekkim ruchem postać, podniosła głowę i uśmiechnęła się szeroko. 
- Witamy w świecie żywych ! 
Za szybko ją oceniłam. To nie była kobieta. Dziewczyna, około 20 lat. Niepewnie spojrzałam na nią. Nie pamiętam jej. 
- Nie patrz się tak na mnie! No co, nie przypominasz sobie starej Becky? 
Popatrzyłam na nią smutnym wzrokiem i pokręciłam przecząco głową. Blondynka westchnęła ciężko. Ja natomiast zaczęłam się bawić palcami i przykręconą do jednego z nich plastikową częścią. Ciekawe co to jest. 
- Ty nic nie pamiętasz..
Bardziej stwierdziła niż spytała. 
- Em.. Becky, jak ja się nazywam? - mój wzrok był pytający, jak u małego dziecka. Uśmiechnęłam się do niej ufnie. Może to była moja przyjaciółka? Nie mam pojęcia. Dowiem się. 
- Loren. Loren Lonse, masz 22 lata i chłopaka Joney'a. 
- Oh, nic nie pamiętam. - złapałam się za głowę i przetarłam oczy. Mam chłopaka? 
- Przyjdzie tu? 
- Mogę zadzwonić, jeśli chcesz. 
- Nie, nie musisz. 
Zapadła chwilowa cisza. Przerwał ją dźwięk otwieranych drzwi. Do sali wkroczył mężczyzna w białym fartuchu. Lekarz. 
- Witamy Loren! Jak się czujesz? 
Westchnęłam. 
- Nie czuje się. Nikogo nie znam, wiem tylko jak się nazywam dzięki tej dziewczynie. Becky, tak..?- dziewczyna pokiwała twierdząco głową. 
- Na wstępie powiem, że muszę porobić ci parę badań, które pokażą mi co jest. Więc twierdzisz, że nic nie pamiętasz? - zaprzeczyłam głową w sposób trochę śmieszny, ponieważ doktor zaśmiał się pod nosem. Przygryzłam dolną wargę ze zdenerwowania. 
- Panie doktorze, jak długo byłam w... śpiączce? 
- Dzisiaj mija dokładnie drugi miesiąc. Teraz ta smutniejsza wiadomość. Straciłaś przytomność na skutek wypadku, w którym zginęli twoi rodzice. - widząc moją minę dodał - Zostawię cię teraz samą, ty Becky najlepiej też daj jej i sobie odpocząć, dużo przeszła. Zajrzę do ciebie jeszcze dzisiaj. Do zobaczenia.
I zostałam sama. Moi rodzice zginęli? Nie pamiętam ich. Oparłam swoją głowę o poduszkę i przełknęłam głośno ślinę. Spojrzałam na szybę przede mną. Stał za nią.. właśnie kto? Był przystojny. Szatyn. Patrzył się na mnie przenikliwym wzrokiem. Przeczesał włosy i odszedł. Po prostu odszedł. No tak, bo o czym miałby ze mną rozmawiać? 
___________________________________

Helloł <3 ! 
Zaskoczyłam was, no nie? 
Co do opowiadania ze stronki, spokojnie, będzie ono normalnie dodawane. To planuję dodawać systematycznie co parę dni lub tydzień, zobaczymy jak to wyjdzie w praniu. No to co? Miłego czytania!♥ /E

Zmiana.

Czytelnicy !
Nie uważacie, że rozdziały w stronach są trochę.. dziwne? Tak jakoś pusto na tym blogu :| Czas na zmianę ;) Rozdziały przeniosę ze stron w normalne posty :) Do kiedyś tam :)

wtorek, 13 maja 2014

Informacje.

Rozdziały postanowiłam dodawać w formie podstron, które jak zauważyliście znajdują się obok ;) Posty wykorzystam do informowania was na bieżąco o jakichkolwiek zmianach czy też po prostu o tym, że przykładowo mogę się z czymś nie wyrobić. ;) Na dziś to tyle, idę dalej zwiedzać świat bloga ;) /E.