sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 1

Ciemność. Otaczała mnie ciemność. Zastanawiałeś się kiedyś jak to jest nagle zniknąć? To, na czym najbardziej ci zależy, przestaje się liczyć. W sumie, wszystko przestaje się liczyć. Nie widzisz nic. Czasem usłyszysz głosy odbijające się od ścian, których nawet nie możesz ujrzeć. Nie ważne, jak mocno pragniesz otworzyć oczy. Chcesz poruszyć ręką, nogą, czymkolwiek. Nie możesz. To jest kara. Zepsułeś, więc czekaj, aż ON da ci szansę na poprawę tego, co złego uczyniłeś. Przeważnie ją daje. Mi postanowił ją dać. Nie wszyscy mają tyle szczęścia.
Nastała chwilowa cisza. Zdziwiłam się. Po chwili jednak głosy wracały, z większym natężeniem. Nie mogłam uwierzyć. W oddali zaświeciło się małe, jasne światło. Jego biel aż raziła. Rozrastało się ono szybko, ale tak, że mogłam nadążyć za nim. Wstałam i zaczęłam biec w jego kierunku. Zatrzymałam się parę centymetrów przed czymś, co mogłam nazwać lustrem. Powoli zbliżyłam dłoń do jego szyby. Dotknęłam i wciągnęło mnie. Straciłam na chwilę świadomość.
* * *
Uchyliłam powoli powieki, ale przymknęłam je z powrotem. Biel odchodząca od ścian była za jasna, światło za bardzo raziło w oczy. Spróbowałam ponownie. Delikatnie otworzyłam oczy. Zamrugałam parę razy, przyzwyczajając się do otoczenia. Sala była prawie pusta. Prawie. Na krześle obok siedziała, a właściwie to drzemała jakaś kobieta. Nie znałam jej. Nabrałam powietrza do płuc i wypuściłam je, nie spiesząc się. Nagle zbudzona moim lekkim ruchem postać, podniosła głowę i uśmiechnęła się szeroko. 
- Witamy w świecie żywych ! 
Za szybko ją oceniłam. To nie była kobieta. Dziewczyna, około 20 lat. Niepewnie spojrzałam na nią. Nie pamiętam jej. 
- Nie patrz się tak na mnie! No co, nie przypominasz sobie starej Becky? 
Popatrzyłam na nią smutnym wzrokiem i pokręciłam przecząco głową. Blondynka westchnęła ciężko. Ja natomiast zaczęłam się bawić palcami i przykręconą do jednego z nich plastikową częścią. Ciekawe co to jest. 
- Ty nic nie pamiętasz..
Bardziej stwierdziła niż spytała. 
- Em.. Becky, jak ja się nazywam? - mój wzrok był pytający, jak u małego dziecka. Uśmiechnęłam się do niej ufnie. Może to była moja przyjaciółka? Nie mam pojęcia. Dowiem się. 
- Loren. Loren Lonse, masz 22 lata i chłopaka Joney'a. 
- Oh, nic nie pamiętam. - złapałam się za głowę i przetarłam oczy. Mam chłopaka? 
- Przyjdzie tu? 
- Mogę zadzwonić, jeśli chcesz. 
- Nie, nie musisz. 
Zapadła chwilowa cisza. Przerwał ją dźwięk otwieranych drzwi. Do sali wkroczył mężczyzna w białym fartuchu. Lekarz. 
- Witamy Loren! Jak się czujesz? 
Westchnęłam. 
- Nie czuje się. Nikogo nie znam, wiem tylko jak się nazywam dzięki tej dziewczynie. Becky, tak..?- dziewczyna pokiwała twierdząco głową. 
- Na wstępie powiem, że muszę porobić ci parę badań, które pokażą mi co jest. Więc twierdzisz, że nic nie pamiętasz? - zaprzeczyłam głową w sposób trochę śmieszny, ponieważ doktor zaśmiał się pod nosem. Przygryzłam dolną wargę ze zdenerwowania. 
- Panie doktorze, jak długo byłam w... śpiączce? 
- Dzisiaj mija dokładnie drugi miesiąc. Teraz ta smutniejsza wiadomość. Straciłaś przytomność na skutek wypadku, w którym zginęli twoi rodzice. - widząc moją minę dodał - Zostawię cię teraz samą, ty Becky najlepiej też daj jej i sobie odpocząć, dużo przeszła. Zajrzę do ciebie jeszcze dzisiaj. Do zobaczenia.
I zostałam sama. Moi rodzice zginęli? Nie pamiętam ich. Oparłam swoją głowę o poduszkę i przełknęłam głośno ślinę. Spojrzałam na szybę przede mną. Stał za nią.. właśnie kto? Był przystojny. Szatyn. Patrzył się na mnie przenikliwym wzrokiem. Przeczesał włosy i odszedł. Po prostu odszedł. No tak, bo o czym miałby ze mną rozmawiać? 
___________________________________

Helloł <3 ! 
Zaskoczyłam was, no nie? 
Co do opowiadania ze stronki, spokojnie, będzie ono normalnie dodawane. To planuję dodawać systematycznie co parę dni lub tydzień, zobaczymy jak to wyjdzie w praniu. No to co? Miłego czytania!♥ /E

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz