Nastała chwilowa cisza. Zdziwiłam się. Po chwili jednak głosy wracały, z większym natężeniem. Nie mogłam uwierzyć. W oddali zaświeciło się małe, jasne światło. Jego biel aż raziła. Rozrastało się ono szybko, ale tak, że mogłam nadążyć za nim. Wstałam i zaczęłam biec w jego kierunku. Zatrzymałam się parę centymetrów przed czymś, co mogłam nazwać lustrem. Powoli zbliżyłam dłoń do jego szyby. Dotknęłam i wciągnęło mnie. Straciłam na chwilę świadomość.
* * *
Uchyliłam powoli powieki, ale przymknęłam je z powrotem. Biel odchodząca od ścian była za jasna, światło za bardzo raziło w oczy. Spróbowałam ponownie. Delikatnie otworzyłam oczy. Zamrugałam parę razy, przyzwyczajając się do otoczenia. Sala była prawie pusta. Prawie. Na krześle obok siedziała, a właściwie to drzemała jakaś kobieta. Nie znałam jej. Nabrałam powietrza do płuc i wypuściłam je, nie spiesząc się. Nagle zbudzona moim lekkim ruchem postać, podniosła głowę i uśmiechnęła się szeroko.
- Witamy w świecie żywych !
Za szybko ją oceniłam. To nie była kobieta. Dziewczyna, około 20 lat. Niepewnie spojrzałam na nią. Nie pamiętam jej.
- Nie patrz się tak na mnie! No co, nie przypominasz sobie starej Becky?
Popatrzyłam na nią smutnym wzrokiem i pokręciłam przecząco głową. Blondynka westchnęła ciężko. Ja natomiast zaczęłam się bawić palcami i przykręconą do jednego z nich plastikową częścią. Ciekawe co to jest.
- Ty nic nie pamiętasz..
Bardziej stwierdziła niż spytała.
- Em.. Becky, jak ja się nazywam? - mój wzrok był pytający, jak u małego dziecka. Uśmiechnęłam się do niej ufnie. Może to była moja przyjaciółka? Nie mam pojęcia. Dowiem się.
- Loren. Loren Lonse, masz 22 lata i chłopaka Joney'a.
- Oh, nic nie pamiętam. - złapałam się za głowę i przetarłam oczy. Mam chłopaka?
- Przyjdzie tu?
- Mogę zadzwonić, jeśli chcesz.
- Nie, nie musisz.
Zapadła chwilowa cisza. Przerwał ją dźwięk otwieranych drzwi. Do sali wkroczył mężczyzna w białym fartuchu. Lekarz.
- Witamy Loren! Jak się czujesz?
Westchnęłam.
- Nie czuje się. Nikogo nie znam, wiem tylko jak się nazywam dzięki tej dziewczynie. Becky, tak..?- dziewczyna pokiwała twierdząco głową.
- Na wstępie powiem, że muszę porobić ci parę badań, które pokażą mi co jest. Więc twierdzisz, że nic nie pamiętasz? - zaprzeczyłam głową w sposób trochę śmieszny, ponieważ doktor zaśmiał się pod nosem. Przygryzłam dolną wargę ze zdenerwowania.
- Panie doktorze, jak długo byłam w... śpiączce?
- Dzisiaj mija dokładnie drugi miesiąc. Teraz ta smutniejsza wiadomość. Straciłaś przytomność na skutek wypadku, w którym zginęli twoi rodzice. - widząc moją minę dodał - Zostawię cię teraz samą, ty Becky najlepiej też daj jej i sobie odpocząć, dużo przeszła. Zajrzę do ciebie jeszcze dzisiaj. Do zobaczenia.
I zostałam sama. Moi rodzice zginęli? Nie pamiętam ich. Oparłam swoją głowę o poduszkę i przełknęłam głośno ślinę. Spojrzałam na szybę przede mną. Stał za nią.. właśnie kto? Był przystojny. Szatyn. Patrzył się na mnie przenikliwym wzrokiem. Przeczesał włosy i odszedł. Po prostu odszedł. No tak, bo o czym miałby ze mną rozmawiać?
___________________________________
Helloł <3 !
Zaskoczyłam was, no nie?
Co do opowiadania ze stronki, spokojnie, będzie ono normalnie dodawane. To planuję dodawać systematycznie co parę dni lub tydzień, zobaczymy jak to wyjdzie w praniu. No to co? Miłego czytania!♥ /E
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz